wtorek, 4 kwietnia 2017

Zmiany na (nie) najlepsze

Kilka dni temu w moim mieszkaniu panował istny chaos. Postanowiłam wpuścić wiosnę w cztery ściany i odświeżyć zawartość szaf, szafeczek i szuflad. Odświeżenie = również pozbycie się niektórych „zbędnych” przedmiotów. Wszystkie takie rzeczy lądują więc w workach...i na śmietnik z tym! Właśnie tam ją zobaczyłam. Piękna, aczkolwiek lekko podstarzała…maszyna do pisania!

Niestety również rozmontowana na kilka części, choć mechanizm piszący wyglądał na jeszcze sprawny. Jednak z jakiegoś powodu były właściciel lub właścicielka (pewnie już nie najmłodsi) postanowili się jej pozbyć. Popatrzyłam na nią jeszcze przez chwilę i wróciłam do siebie.
Nazajutrz, dręczona wyrzutami sumienia, postanowiłam, że po nią wrócę. Tymczasem śmieciarki były szybsze ode mnie i w taki sposób antyk zniknął mi sprzed oczu. Szkoda.



Dlaczego ta historia? Jako miłośniczka literatury i pisarstwa maszyna ta, stanowiła dla mnie niemałe odkrycie. Byłam gotowa przygarnąć to cudo, ponieważ wiedziałam, że musi się kryć za nim kilkadziesiąt lat ciekawej historii. Być może nigdy bym jej nie poznała, ale samo „przedłużenie życia” tego sprzętu stanowiłoby dla mnie przedłużenie pewnego pokolenia, które się nim posługiwało.

Z rozrzewnieniem wyobrażam sobie tamte czasy, w których posiadanie takiej maszyny równało się z luksusem. Załączam internet i otwieram pierwszą zakładkę. Dowiaduje się, że twórcą pierwszego, użytecznego modelu maszyny był Christopher Latham Sholes i to ponad sto lat temu!

Niesamowite, że kiedyś pisanie chociażby listów zajmowało mnóstwo czasu, a poprawienie jakiegokolwiek błędu, oznaczało zmianę strony. Nie do pomyślenia w czasach, gdy mail piszemy w kilka sekund, a dociera on w czasie jeszcze znacznie krótszym. Ponadto dziś podejmując się napisania na przykład…kolejnego rozdziału pracy licencjackiej, kieruje nami obawa, że rozproszą naszą uwagę media społecznościowe. Cofając się do roku 1867, już wiemy, że taka sytuacja wtedy, nie mogła mieć miejsca. Oczywiście głównym powodem był brak dostępu do sieci, jednak napisanie czegoś za pomocą maszyny wymagało również niezwykłej koncentracji i uwagi, jako iż o pomyłkę było nietrudno.

Swoją drogą ciekawe, czy Pan Sholes zdawał sobie sprawę z tego jak szybko taki wynalazek pójdzie w odstawkę i zastąpią go laptopy oraz tablety…



A jak jest z Wami? Czy Wy też chronicie od zapomnienia antyki, które kiedyś służyły ludziom do przekazywania informacji? A może wolicie nową technologie i tę starą należy odstawić w kąt? Piszcie w komentarzach! Jestem ciekawa Waszych opinii :)

2 komentarze:

  1. To prawda... Antyki mają swój niepowtarzalny charakter i posiadają duszę.. Zużyte wyglądają jeszcze lepiej a po odrestaurowaniu na przykład starej szafki czy odkurzeniu starej maszyny do pisania, mogą stanowić idealną ozdobę :) Pozdrawiam i czekam na więcej

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedyś jako dziecko byłam w posiadaniu maszyny do pisania, która miała funkcję usuwania jednej literki, jednak trzeba było się pospieszyć, żeby tusz nie zdążył wyschnąć! Ileż było zabawy w przepisywaniu swoich ulubionych wierszy! :) Jednak tylko ja miałam ubaw, gdyż stukot maszyny przeszkadzał domownikom :( Niestety maszyna wylądowała na śmietniku, lecz wiersze pozostały :) Chętnie bym wróciła do takiej formy pisania tekstów :)

    OdpowiedzUsuń

Ten wpis usycha z tęsknoty za Twoim komentarzem.